środa, 28 stycznia 2015

Kiedy nadzieja powraca


   Powrót z patrolu. Jak zwykle nic szczególnego nie było do roboty. W sumie to nawet nie pamiętam co wtedy robiłem, Bez znaczenia... Za to tamtego dnia kiedy go ponownie ujrzałem to nie mogłem uwierzyć, że będzie mi dane ponownie się nim cieszyć... Jego dumna postawa, niezłomność, czujność- prawdziwy wojownik z głębokim poczuciem sprawiedliwości...

   Do tej pory pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Byłem wtedy dzieciakiem z biedoty, jak to w Rukongai, a kto niby nie był tam ubogi? Jak sobie przypomnieć to gdyby nie on to mnie by tutaj nie było. Nie byłoby nic, nie piął bym się do przodu... Nadal nie mogę ci się odwdzięczyć, chyba do końca moich dni nie spłacę tego długu...

   Jego powrót do Seireitei był dla mnie jak zstąpienie świętego. W dodatku go ponownie mianowali na kapitana dziewiątego oddziału. Jak ja się wtedy ucieszyłem! Mój wybawca, mistrz, idol... Gdyby nie wspólny tatuaż to nikt by mnie nie podejrzewał o cokolwiek. Zresztą mi to wszystko jedno czy ludzie będą gadać czy coś innego będą z tym robić.

   Pamiętam, jakby to było wczoraj- podszedł do mnie, przedstawił się jako nowy-stary kapitan naszego oddziału, zobrazował pokrótce swoją wizję rozwoju dywizji i stało się TO... Aż teraz mi serce wali jak szalone... Zobaczył tatuaż, w jednej chwili przestał cokolwiek mówić, jedynie patrzył się intensywnie na mój lewy policzek, z troską, zrozumieniem, być może i nostalgią... Wyglądał wtedy jak nie on- teraz był łagodny, z zatroskanym wzrokiem i poczuciem zrozumienia. W końcu dotknął go i delikatnie pogładził kciukiem moją skóry w miejscu wytatuowanego "69"... Zapytał się skąd mi przyszedł pomysł by wykonać taki wzór, w dodatku na twarzy. Po krótkim wyjaśnieniu naszego pierwszego spotkania i zadeklarowaniu wartości, jakich chcę się trzymać dzięki niemu, zbaraniał. A dlaczego tatuaż na twarzy? Żeby każdy wiedział i widział, że go szanuję jak nikogo innego.

   Po tych słowach spuścił głowę na mój lewy bark i tak chwilę stał w bezruchu. Nie wiedziałem co mam robić. Trochę spanikowałem, bo nadal trzymał rękę na mojej twarzy. Aż nagle wyskoczył i drugą ręką objął mnie w pasie, natomiast prawą przeniósł na tył mojej głowy i czule przytulił do siebie... Staliśmy tak długo, że do tej pory nie wiem ile to trwało, ale na pewno nie chciałem tego przerywać. Byłem niczym galareta, nogi jak z waty, oczy zamglone... Niesamowicie dobrze było mi z tym wszystkim... Nie spodziewałem się takiej ulgi, żeby zwykłe przytulenie takie rzeczy ze mną robiło... Ostatni raz uroniłem łzę będąc dzieckiem...

   Tak się cieszę, że go spotkałem... Po tej długiej pauzie spojrzał mi w oczy nie zabierając rąk. Ten błysk w oku... zamurowało mnie... Pewnie zauważył, że się czerwienię z jego powodu... ten przenikliwy wzrok... zdawało mi się, że chce mi więcej pokazać, niż tylko dociekliwość... W końcu się odezwał- stwierdził, jaki jest dumny i niesamowicie szczęśliwy, że dzięki okazaniu dobroci w przeszłości to wszystko zaprocentowało, że jestem tutaj przed nim już jako dorosły mężczyzna, że nic mi się nie stało. W dodatku czuje się jak mój mentor. Tak... To z pewnością go uszczęśliwiło. Dodał, że przypomniał sobie mnie, że się bardzo zmieniłem, jednak ten tatuaż na policzku rozmiękczył mu serce. Aż się zawstydziłem po takich słowach...!

   Rozluźnił uścisk i prawą rękę opuścił na moje ramię. Zerknął na mnie już dużo bardziej dostojnie, uśmiechnął się szeroko i życzył nam udanej i owocnej współpracy. Dodał, że liczy na mnie jak na nikogo innego. Oczywiście musiał wtrącić jak wkurza go super- wicekapitan Mashiro, że mnie nigdy nie doścignie pod względem manier i fechtunku. No cóż. Dla mnie to było niesamowite móc go spotkać twarzą w twarz. Na koniec naszej rozmowy odwrócił się tyłem, przeszedł ze dwa kroki i powiedział to: "Cieszę się, Shuuhei, że jesteś w tym oddziale... Nigdy bym nie przypuszczał, że dzieciak, któremu uratuję życie będzie ze mną kiedyś walczyć ramię w ramię... Wcześniej byłeś dla mnie jak kolejna dusza, która jest jedynie anonimem, jednak teraz... wiedz, że jesteś dla mnie kimś ważnym... pamiętaj o tym, Shuuhei... Widzę po twoich oczach, że masz dobre serce i potężnego ducha walki. Dla mnie to wystarczające atrybuty, by mi towarzyszyć...". Odwrócił się do mnie i z delikatnym uśmiechem dodał na odchodne: "Mów mi Kensei. Ludzie, do których mam szacunek z wzajemnością, są dla mnie bliscy jak rodzina, więc nie krępuj się. Możesz ze wszystkim do mnie przyjść, a na pewno ci pomogę. Masz moje pełne poparcie."

   Po tym co usłyszałem mało nie upadłem na kolana z wrażenia... Kensei... mogę od teraz zwracać się do niego po imieniu... Nawet w najśmielszych snach nie umiałem sobie tego wyobrazić... Jego zaufanie do mnie, ohh..!! Musiałem sobie wtedy ulżyć wypłakaniem się w swojej komnacie... Obiecałem sobie po tym, że już nie będę się mazgaić jak baba.

   Tak... to są czasy zdecydowanie bardzo dobre dla mnie... Będę się starać z całych sił, by go nie zawieść.


***


   Boże Dusz... Jestem taki niezmiernie szczęśliwy... Nigdy bym nie przypuszczał, że uda mi się tak daleko zajść. No i Kensei... Heh... już trochę do tego przywykłem, że mogę do swojego idola mówić po imieniu... Nie wiem jak się mam do Ciebie nawet modlić, moje serce szaleje na samą myśl o jego bliskości... Ostatnio jest całkiem spokojnie, więc właściwie kończy się moje zadanie na patrolowaniu i ćwiczeniach. Właśnie... ostatnio... Całkiem niedawno wydarzyło się coś niesamowitego... Pewnie i tak to wiesz, bo masz nad wszystkim pieczę. Nigdy bym się nie spodziewał jak jestem zafascynowany moim przełożonym.

   Od dawna wiedziałem jak na niego reaguję, natomiast ze dwa tygodnie temu zorientowałem się jak jestem szalenie zauroczony jego siłą, finezją, szlachetnością i właściwie nie tylko tym... Sam nie wiem... nie chce mi się w to wierzyć, ale serce podpowiada mi co innego... Tym bardziej, że mam nieodparte wrażenie co do niego... Mogę się mylić, ale on też się zdaje jakoś inaczej zachowywać wobec mnie...

   Widzę to. Jak na mnie patrzy od niby niechcenia, kiedy krzyżujemy nasze katany w ramach sparingu, w trakcie posiłków... Mogę być psychiczny, może mi się zdaje, jednakże... Modlę się do Ciebie Boże Dusz, by nie ulegać chaosowi swoich myśli, wskaż mi prawidłową drogę, którędy mam podążać? Nie ma co się oszukiwać, gdyż jak dobrze wiesz moja fascynacja przerodziła się w coś głębszego, a on to chyba wyczuwa... Spraw Boże, bym poznał prawidłową odpowiedź...



***



   Ehh... Ale się zmęczyłem tym stękaniem głupkowatej Mashiro... Zero powagi przy piastowaniu tak odpowiedzialnego stanowiska... Trzeba będzie bardziej przycisnąć te nierozgarnięte babsko... Na całe szczęście jest jeszcze Shuuhei, bez niego pewnie oddział by stanął na głowie... Aaa, właśnie.
- Shuuhei, wpadłbyś do mojego biura za 10 minut? To byś zdał mi raport z dzisiejszej zmiany i byśmy sobie popili trochę sake na rozluźnienie zszarganych nerwów...-
- Ee... Oczywiście, kapitanie... znaczy się Kensei...-
- Mówiłem ci, byś się tak nie spinał chłopie... Kensei. Po imieniu sobie mówimy i wszystko gra.-
- Tak...-

Hmm, ciekawe co to z tego wyjdzie... W sumie to sam się nieco stresuję tym wszystkim. Chłopak za każdym razem mało co nie dostaje zawału na mój widok z ekscytacji... Nie powiem, jest to urocze, ale mógłby trochę spuścić z tonu.


   -... i to by było na tyle, jeżeli chodzi o raport dniowy.-
- Dobra robota. Dobrze, że nie musimy wydziwiać i nie walczyć w żadnych wojnach, nie byłoby wtedy ciekawie. A teraz przejdźmy do naszego najciekawszego punktu spotkania, czyli parę rundek sake.-
- Mm... oczywiście...-
- Ehh... wyluzuj się Shuuhei... zawsze chodzisz taki jak na szpilkach... masz tutaj lufkę na zrelaksowanie się. Zdrówko!!-
- ...-


***
(Po dziesięciu kolejkach)


   - Powiedz mi, Shuu~ jak się czujesz w dziewiątym oddziale jako mój osobisty podwładny, hmm??-
- Cóż... Szczerze to cholernie dobrze. Poprzedni kapitan, Tousen, okazał się być kompletnym dupkiem... nie wiedziałem jak się po tym wszystkim pozbierać... Ale już jest dobrze. Jak podczas starć z armią Aizena zobaczyłem Ciebie to myślałem, że zemdleję z wrażenia...-
- O masz, a czemuż to~??-
- Widzisz... em.. Kensei... Dla mnie zawsze byłeś numerem jeden chodzącym po tym świecie i nic tego nie zmieni, nawet Twoje niesłuszne wygnanie... dla mnie zawsze będziesz człowiekiem honoru i prawości... Zawsze jesteś taki odpowiedzialny i nawet przy Mashiro starasz się zachować ryzy dużej koncentracji i sumienności.-
- Haha!! To fakt, młody! Z nią to ciężko cokolwiek by to nie było, ale jak już załapie o co chodzi to jest piekielnie dobra w tym co robi!-
- Racja. Tak nawiasem, Kensei. Dlaczego mnie zaprosiłeś na sake? Szczerze to się zdziwiłem. Zawsze trzymasz swoich podwładnych na dystans.-
- No cóż... Jak już tak stawiasz sprawę, Shuu to nie mam wyjścia... Podobasz mi się cholernie!!-
- Ee... że.. ... że co?!?! ale jak to...?! ja???!-
- Hahahaha!! oczywiście jako żołnierz- hardy, stateczny, rozsądny, mądry, sumienny. Uwielbiam w tobie te cechy i to jest niezaprzeczalny fakt.-
- Aa... aha... cieszy mnie to... Kensei...-
- I co żeś nagle tak stracił rumieńców...? Przed chwilą byłeś taki uroczy. To kolejna cecha, którą w tobie lubię, Shuu... Może nawet i więcej jak lubię...-


***


  Czy jak się przesłyszałem?! Ten wieczór mnie chyba zabije...!! Nie wiem co mam robić... Cholera i znowu się rumienię jak idiota... To takie zawstydzające... Aaa! Nie...!! Nie patrz tak na mnie... I ten beztroski uśmiech... zbyt oczarowujący... zupełnie jak broń przeciwko mnie... Nie wiem co robić? Ee? Nagle zrobiło mi się tak ciepło na policzku. Eee?! Dotyka mnie swoją ręką!! Boże, dopomóż mi bym to psychicznie wytrzymał!! Jest tak subtelna i delikatna mimo ostrych rysów... Czuję ją swoją ręką, muskam, a on i tak jej nie ściąga. Za dużo tego sake chyba wypiłem, trochę w głowie mi się kręci...

  A teraz coś ciepłego na moich ustach... jego na moich... Że jak!?!? ...ee? uspokaja mnie swoją postawą? chce tego? Niemożliwe... chyba śnię... całuję się z facetem, w dodatku z nim! A co dziwniejsze jest mi z tym cholernie dobrze...
-  Tak przyjemnie... Kensei... nie musisz tego dla mnie robić, nie pocieszaj mnie... proszę...-
-  Mm? Ale ja ciebie nie pocieszam, Shuu. Robię to na co mam ochotę, a nie lituję się nad tobą.-
-...Ee? Jak to?-
-  Shuu... Nie wiem jak to powiedzieć, ale przy tobie czuję się trochę zwolniony z tego całego poczucia obowiązku jakim jest dbanie o bezpieczeństwo wszystkich i opieka nad naszym oddziałem. Widzę codziennie jaki jesteś dobroduszny i uczciwy. Może sobie nie zdajesz z tego sprawy, ale pod tą skorupą niedostępności jest bardzo wrażliwy człowiek... Widzę to, Shuu... Z każdym dniem odnajduję w tobie kolejne pokłady bezinteresownej miłości do każdej osoby będącej w potrzebie. To po prostu podbija moje serce...-
- Kensei... Nie wiedziałem, że zwracasz na mnie uwagę w ten sposób... Zauważałem jak na mnie zerkasz, że pewnie mnie pozytywnymi uczuciami darzysz, ale nie spodziewałem się aż tak śmiałej deklaracji... Dla mnie od zawsze byłeś i jesteś nadal ideałem w każdym calu, no i... nie wiem no... lubię cię... bardzo...-
- Hmm. Wiem, czuję to. Dlatego zrobiłem to co zrobiłem. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wręcz przyciągasz mnie do siebie jakimś niewidocznym magnesikiem... A tak poza tym jesteś słodki jak tak się uroczo rumienisz, Shuu...-

  Ohh... i drugi pocałunek... taki ciepły i czuły... nasze splecione ręce i ta cała atmosfera... Boże Dusz, czyż byś to dla mnie zaplanował? Nawet nie śmiałem sobie tego wyobrażać...  Cały już płonę, a on dopiero jest ze swoimi namiętnymi ustami przy mojej szyi i mnie pieści jak największy skarb... Ahh... jest źle... już mi łzy lecą jak ostatniemu mazgajowi... Proszę, nie zauważ tego, Kensei... nie chcę stracić w twoich oczach... Eeh? zlizuje je? moje łzy?
-  Kensei, przepraszam... nie powinienem, ale one same ze nie lecą...-
-  Prawdziwi mężczyźni też czasem płaczą i nie ma się czego wstydzić, Shuu. Tylko dumnie pokazać, że ma się serce i wrażliwość, tak jak ty.-
-  Nie śmieszy cię to...?-
-  Oczywiście, że nie. Dla mnie to dowód, że masz w sobie dużo dobroci i uczuć. Człowieka ze skały nigdy bym nie nie polubił, a już na pewno nie pokochał...-

  Po tych słowach wszystko we mnie płonie... To było zbyt piękne by było prawdziwe... i znowu beczę... eeh... chrzanić to...


***


  Nie mogłem mu się już więcej opierać... jego delikatna ukryta natura jest zbyt uderzająca do głowy... Z sake czy bez to i tak dzisiaj pewnie by się na tym skończyło. Teraz to już nie tracę czasu tylko go namiętnie atakuję. Usta ma takie miękkie i pełne czułości dla moich... Aaa! No nie mogę!! Wszystko z niego musi zniknąć! Ha i co tak robisz oczy przerażone, przecież tego chcesz, nie? No, ale ciało to ma jak ze stali mimo, że jest taki młody. Człowiek ze stali z anielskim wnętrzem... Chyba nikogo takiego nigdy nie spotkałem jak on... Ohh.. no i co my tu mamy, fiu fiu. Tu też nie jest źle, młody. Będzie co robić, hehe.


***


  Aaah!! Ale wstyd!! Zupełnie bez niczego leżąc tak pod nim na podłodze.... nie mogę, nie mogę, nie mogę...!! i się "tam" patrzy... nie... proszę... zbyt zażenowany tym jestem... a on jedynie się patrzy na mnie jak na jakieś trofeum... AA!! co się dzieje?! Aaa?! Złapał mnie, a on przecież jest taki mizerny... 
Aa... spokój... jak przyjemnie... czule i z takim dreszczykiem perwersji... Kensei... rób ze mną co chcesz... 
-  I jak? podoba się?-
-  Kensei, jesteś zboczony i piekielnie szybki... aah...-
-  No, a co mam się zastanawiać? Wiesz, że jestem konkretny człowiek.-
-  Ah.. Kensei... przestań, bo dojdę... nie chcę cię ubrudzić czy coś...-
-  Żartujesz? Czekam tylko na to!-
-  Ee?!-

  Osz kurwa, ale nagle zwiększył tempo!! Ohh..! nie wytrzymam i .. aah!

- Co ty robisz?! nie liż go?! to zawstydzające!!!-
-  Daj spokój! On też jest uroczy... i błaga mnie o trochę uwagi. Chyba dawno nie waliłeś konia, albo nie miałeś panienki, bo szybko zbliżasz się ku końcowi, młody.-
- Co? aah... ja...aaa.. nie mogę się skupić...-

No i doszedłem jak z armaty. Już dawno tak obficie się nie spuściłem... Nie wiem czy mu się to podoba, czy jak, ale cały jest na klacie i na twarzy w spermie... eh...

-  Wracając do tematu... właściwie to praktycznie codziennie po zmianie sobie robiłem dobrze...-
-  Żartujesz? Przy takim wystrzale to chyba z rok chyba się nie obsługiwałeś! Poza tym niezłego pytona chowasz przed światem i niby się wstydzisz! Dumny powinieneś chodzić do łaźni, a nie się stresować.-
-  Bez takich porównań, proszę... robiłem to codziennie, bo ciśnienia nie wytrzymywałem będąc koło ciebie...-
-  Ohh.. serio?-
-  Serio...-
-  ... W takim razie sprawię, że teraz będziesz krzyczeć, a potem błagać co noc o kolejne porcje ekscytacji, hii.-
-  Już się zaczynam tego bać...-

  Złapał mnie za biodra i podniósł je nieco wyżej. Eeh?! zaraz... chyba nie... AAAAahh!!! Kurwa mać, ale to boli!!! to już wbicie zanpaktou w pierś mniej boli!!!

-  Kensei, co to kurwa ma być?!! boli jak skurwysyn!!-
-  Spokojnie, Shuu. Uspokój się i wyluzuj, a wtedy gładko pójdzie. Zaufaj mi.-
-  Postaram się...-

Po pięciu minutach, faktycznie jest trochę lżej... Nawet zaczyna się robić przyjemnie jak tak zaczyna się powoli kołysać w przód i w tył. W sumie to serce mi mięknie jak tak patrzy na mnie  z tą swoją czułością i odrobiną podniecenia. Ohh.. coraz milej... czuję to... czuję tę wyjątkową więź między nami... te całe scalenie, jak jeden byt, pełen uczuć i pasji... Ahh, szybciej, szybciej... znowu cały mi staje, aż mnie czubek boli  z tej całej podniety... 


  Jest zupełnie jak we śnie. Te ruchy, ten cały seks, który z nim właśnie w tej chwili uprawiam, jest niesamowity, nieziemski, jakbym osiągnął jakąś nadludzką moc... i te szybko bijące serce kiedy spojrzę na niego... ouuu... a jego kutas jest taki ogromny jak wieża... z początku myślałem, że mnie rozerwie na pół, ale teraz jest jak błogosławieństwo... Aaah...!!

-  Bierz mnie... Szybciej, mocniej... proszę...-
- Ohh... ale-... jesteś-... niecier-...pliwy.....-
-  Aaaa!!!!......-

Tak... to jest to... to czego mi brakowało w tej całej układance... te uczucie spełnienia, wylewające się soki Kenseia ze mnie, po raz kolejny cały upaprany mną i wyglądający na mega szczęśliwego... zupełnie jak ja...

-  Kensei... Nie wiem czy to właściwe, czy nie... ale chyba się w tobie zakochałem... nie wiem... tak jakoś to czuję i samo ze mnie wypływa...-
-  Heh... Szczerze to już od dawna o tym wiedziałem. Dopiero teraz ty to sobie uświadomiłeś, Shuu...-
-  Wiedziałeś, co do ciebie czuję?-
-   Można ciebie czytać jak z książki kiedy na mnie patrzysz. Jednak najwyraźniej i mnie coś trafiło. Ile razy na ciebie nie spojrzę to zawsze mi serce wali jak głupie i wewnątrz mnie budzi się tęsknota by być bliżej ciebie...-
-   Znaczy się... ty też...?-
-   Na to wychodzi... Twoja upartość i mnie trafiła najwyraźniej...-
-   Nigdy bym nie przypuszczał, że...-
-   Że ktoś taki jak ja może na ciebie uwagę zwrócić i się w tobie zakochać? Niezbadane są wyroki boże...-
-  Najwyraźniej...-


***


-  Osz, cholera... ale mi w głowie wiruje... za dużo wypiłem wczoraj chyba... do czwartego oddziału chyba muszę się wybrać po jakieś leki chyba... Shuu, też coś chcesz?-
-  Chyba tak...-
-  Możemy razem się wybrać.-
-  Raczej spasuję... Tak mnie tyłek boli, że ledwo idę...-
- Hehe, rozumiem... to był twój pierwszy raz z facetem?-
-  Pierwszy raz w ogóle... Wcześniej z nikim seksu nie uprawiałem, więc nie mam porównania. Nie wiedziałem, że tak dupa może boleć po wszystkim...!!-
-  EE?! Żartujesz sobie?! Dlaczego mi nic nie powiedziałeś??! Bym inaczej się z tobą obchodził. Myślałem, że już miałeś jakieś doświadczenia z facetami, albo chociaż kobietami...-
-  Jesteś pierwszy...a jak całuję?-
-  Pierwszoligowo, więc nie masz co się bać.-
-  To się nawet uspokoiłem. Wcześniej też z nikim się nie całowałem, poza całusami w policzek...-
-  ... Przerażasz mnie...-
-  Nie byłem zbyt dobry...? to co mówiłeś wczoraj było tylko w przypływie alkoholu...?-
-  Skądże! Absolutnie wszystko było prawdziwe... jak tak sobie rano pomyślałem, za co mogłeś podbić moje serce, doszedł jeszcze jeden punkt...-
-  Jaki?-
-  Że świetnie gotujesz, Shuu. Jak wrócę to liczę na jakieś dobre śniadanie. ♥-
-  Najpierw przynieś jakąś maść na ból dupy, bo nie mogę już ustać... a potem pomyśli się.-
-  Jasne, jasne. Już lecę. Pamiętaj o jedzeniu.-
-  Już się zabieram do roboty.-


   I tak właściwie zaczął się nowy rozdział w moim, jak mi się wydawało, nudnym i żałosnym życiu. Teraz z niecierpliwością wyczekuję kolejnego dnia i kolejnych wrażeń z Kenseiem- moim szefem, a teraz i kochankiem. Dziękuję ci, Boże Dusz... Oby ten czas trwał wiecznie i w pokoju... A teraz czas zabrać się za robienie placków.

1 komentarze:

Shiro Writer pisze...

To było mega mega urocze! Dosyć niespotykany parring, ale już od momentu przeczytania paru pierwszych linijek zawładnął całym mym serduszkiem :333 A poza tym....Hisagi taki kawaii ^3^
Dziękuję, że nie porzuciłaś bloga <3 Byłaby wielka szkoda, gdybyś przestała pisać, bo masz talent ^^
Pozdrawiam i weny życzę <333