poniedziałek, 23 listopada 2015

Odcienie zagubionej duszy

  Ciemność. Mrok. Wszystko to mnie otaczało odkąd pamiętam. Nie umiem ponownie przywołać swoich wspomnień z ziemskiego życia. Szczerze mówiąc nie robi mi to większej różnicy. Odkąd znalazłem się w Hueco Mundo to nigdy nie uważałem, żeby jakiekolwiek emocje były mi tutaj potrzebne do egzystowania. Przynajmniej było tak do czasu. Aż poznałem jego...

  Butny, arogancki, chamski, bez żadnych manier i zahamowań. Nie ważne co się dzieje, on nigdy nie traci ze swojego usposobienia. Mimo tej wielkiej dziury na brzuchu zdaje się mieć dosyć duży apetyt. Dziura... Moja jest dużo mniejsza od jego i znajduje się pomiędzy szyją, a obojczykiem. Nie uważam jej za coś wartego oglądania, dlatego szczelnie ukrywam ją pod kombinezonem, podobnie jak mój numer "4" na piersi. Czasami zdaje mi się, że ta dziura wzbudza zbyt duże zainteresowanie. Nie chcę później słyszeć jak mi inni gadają bezsensowne głupoty. Szczególnie on... Grimmjow.

  Na długo od swojego pojawienia się tutaj był mi obojętny, nie interesował mnie pod żadnym względem. Mimo jego protestów wyruszaliśmy razem na różnego rodzaju misje przydzielane przez Aizena. Dużo się działo przez ten okres, kiedy służyłem w Espadzie.

  Czasem wybierałem się do celi tej ludzkiej kobiety, Inoue. Bardziej z ciekawości, niż z obowiązku pilnowania jej, czy nadal oddycha. Dużo mówiła w trakcie tych wizyt o zrozumieniu, przyjaźni i miłości. Chciałem zrozumieć ją za wszelka cenę, jednak nie potrafiłem. Czułem się pusty, jak porzucona skorupa.

Aż w końcu po jednym z takich spotkań trafiłem na niego. Jego błękitne włosy wszędzie można dostrzec z daleka, więc od razu szykowałem się mentalnie na jakieś słowne potyczki. Ale tak się nie stało. Zdziwiło mnie to, zupełnie jakby nie był sobą. Nigdy nie odpuszczał żadnej okazji, by się ze mną spierać. Jednak wtedy stanął przy kolumnie na przeciw mnie i wpatrywał nieco dziwnie. W końcu po dłuższej chwili zrobił się nieco czerwony na policzkach i odwrócił wzrok, jakby coś mu nie pasowało.

  Patrząc gdzieś w przestrzeń wybąkał w końcu o co mu chodziło. On również dużo rozmawiał z naszą więźniarką. Poniekąd ostatnim razem miała mu wyjaśnić, dlaczego ja jestem jaki jestem. Szczerze to mnie zdziwiło, że ktoś o mnie rozmawiał i o mojej egzystencji, bo w sumie kogo by miał obchodzić mój nic nieznaczący byt w tym świecie? Najbardziej zadziwiające było to, że były to głównie rozmowy o mojej naturze bez uczuć, których faktycznie nie potrafiłem zrozumieć.

  Zaczął mi wyjaśniać, że nieco zrozumiał moje postępowanie i jest mu z tym wszystkim źle. Zapytałem go "Dlaczego jest ci przykro?", a on wolno spojrzał na mnie, po czym niespodziewanie rzucił się na mnie. Z początku stwierdziłem, że to jest jakiś szalony atak, ale ręce stanęły mi w pól drogi do jego tętnicy szyjnej. Bylem tak zszokowany, że nie wiedziałem co zrobić, co powiedzieć.

  Czułem mocne uciskanie mojego ciała, jednak nie było ono bolesne. Bardziej jakby okalające mnie. Moje myśli galopowały w głowie. Przypomniałem sobie jak przyglądałem się czasem ludziom na Ziemi. Wtedy właśnie takie rzeczy widywałem. Najczęściej ci ludzie byli blisko siebie i łączyła ich jakaś tajemna relacja. Nie umiałem wtedy tego jakoś sensownie rozszyfrować po co to robią. Jednak teraz już wiem. To było przytulanie. Czułem symbolikę tego czynu - współczucie, wsparcie, ochrona, zrozumienie.

  Miałem wrażenie jakby jakiś ukryty z dala od wszystkich mroczny lodowiec powoli rozpuszczał się w moim kamiennym sercu. To było takie szalone i odrealnione. Cały się trząsłem w jego ramionach, nie potrafiłem tego pohamować. Wtedy mnie jeszcze bardziej przycisnął do siebie. Wtulił moją głowę w swoją pierś. Był taki ciepły...

  Spojrzał na mnie. To było takie dziwne. Nie widziałem w jego oczach żadnej agresji, czy niechęci jak to miewa w zwyczaju. Były podobne do tej kobiety, kiedy patrzyła na Kurosakiego. Zgłupiałem. Domyślałem się, ze ona jest w nim zakochana, ale nie moglem dopasować tej reakcji do mojej sytuacji. Serce zaczęło mi bić jak szalone, policzki dziwnie piekły. Pomyślałem przez moment, że może to jakiś objaw choroby, ale arrancarzy nie chorują na ludzkie choroby.

  Zbliżył się. Serce mnie niesamowicie bolało. Oparłem rękę na jego piersi, żeby ewentualnie w razie  niebezpieczeństwa mieć szansę na ucieczkę. Nie spodziewałem się jednak tego co poczułem pod dłonią. Jego serce... Bilo tak szybko... zupełnie jak moje... Tak intensywnie rozmyślałem, że nie zauważyłem jak już przygniatał mnie całym ciałem do kolumny. Zorientowałem się dopiero, jak poczułem coś delikatnego i ciepłego na moich ustach. Przyciskał się subtelnie, jakby dotykał czegoś kruchego. Nie umiałem tego w jakikolwiek sposób uporządkować. Jedynie kręciło mi się w głowie, słyszałem jak mi szumi w uszach, pulsowanie pod jego piersią, dotyk rąk na ramieniu i w pasie...

  Coś wtedy we mnie pękło. Oczami wyobraźni widziałem jak wypływam z nicości dostrzegając w górze maleńkie światło, które mnie wzywa do siebie. Chciałem więcej. Chciałem czuć jak najwięcej. Całym ciałem i tlącą się we mnie duszą...

  Złapałem go za ramię i przycisnąłem do niego swoje usta. Wszystko we mnie buzowało. Bolało jak nigdy wcześniej. Całe ciało płonęło i pulsowało. Odchylił się nieznacznie. Jego oczy były pełne nieokreślonego zdziwienia, jakby chciały mi powiedzieć "Co się tutaj dzieje? Kim on jest?". I zapewne miały racje, ja siebie też nie poznawałem. To nie bylem ja. Pełen czegoś co pewnie było uczuciami, bez granic, bez zahamowań.

  Zamiast mnie uderzyć, to uśmiechnął się zawadiacko i ponownie zbliżył mając na wpół przymknięte powieki. Całował jakby świat miał jutro przestać istnieć. Ja też nie chciałem tego żałować. Oplotłem się wokół szyi i zatopiłem w jedwabistym dotyku jego warg. Zatracałem się coraz bardziej. Policzki piekły jeszcze bardziej.

  Delikatnie oblizał moje usta, a potem wsunął się językiem wgłąb pieszcząc chciwie. Bolało. Ale nie w złym sensie. Członek niemiłosiernie nabrzmiewał i pulsował niecierpliwie. On też to zauważył. Uśmiechnął się nikczemnie i przysunął krocze do mojego uda. Najwyraźniej też cierpiał na to samo co ja. Wsadził rękę pod mój kombinezon. Pieścił mięśnie brzucha idąc powoli w stronę torsu. W głowie mi szumiało od nadmiaru tych impulsów... Nagle odsunął się nieznacznie. Dyszał i był czerwony na twarzy. Spojrzał na mnie badawczo i zaproponował byśmy gdzieś poszli, żeby potem nie narazić się na głupie plotki. Wypadło na pobliską niezamieszkałą komnatę.

  Rzucił mnie plecami na łóżko. Cały się trząsłem. Nie wiedziałem czy to ze strachu, czy z tego nowego uczucia, ale nie chciałem tego przerywać. Klęknął nade mną, oddychał ciężko. Delikatnie dotykał twarzy, ust. Drugą ręką bawił się moimi włosami... Tak mnie ta cala sytuacja sparaliżowała, ze jedynie potrafiłem się gapić na niego.

  Złapał za suwak kombinezonu przy szyi i zjeżdżał nim powoli do dołu. Balem się, nie chciałem żeby widział moją dziurę hollowa, ale nic nie robiłem. Dojechał do końca, zamek kliknął i rozchylił poły materiału na dwie strony. Poczułem się taki nagi i skrępowany. Starałem się dyskretnie ukryć dziurę, ale w połowie drogi złapał mnie za rękę i odsunął ja daleko. Wpatrywał się w nią dziko, z nieokreśloną fascynacją, po czym zaczął całować jej brzegi. Bolało. Penis nabrzmiewał coraz bardziej, robiło się to już męczące. Jęknąłem wyginając się przy tym niechcący. Musiałem go chyba tym zaskoczyć, bo szarpnął się do góry, żeby zobaczyć moją twarz.

  Rzucił się na mnie, całował i pieścił jak obłąkany. Ręce szły mu w górę i w dół, aż dojechał do moich spodni. Objął biodra całymi dłońmi i kciukami powoli zsuwał materiał. Cicho krzyknąłem czując bolesne uwolnienie. Wszystko w kroku nabrzmiewało... Zdjął mi buty i rzucił spodnie gdzieś za siebie. Leżałem praktycznie cały nagi przed nim, skazany na jego łaskę. Było to dziwne doświadczenie. I dosyć krepujące...

  Ściągnął swoją koszulę i resztę ubrania. Zawisł nade mną opierając się łokciami po bokach mojej głowy. Widziałem jego wyrzeźbione ciało, dziurę hollowa na brzuchu, której się nie wstydził. Jego nabrzmiały dół... Cały ten obrazek wydał mi się na swój sposób intrygujący, urzekający. Podniecający...?

  Zbliżył się do moich ust i praktycznie ich dotykając wyszeptał w nie jedno zdanie "Chcę z tobą to zrobić...", cokolwiek mogło to znaczyć. Całował głęboko i z pasją. Objąłem go powyżej pasa i pieściłem plecy. Najwyraźniej przypadło mu to do gustu, bo położył się na mnie przygniatając tym samym nasze członki. Jego był ogromny, gorący i mokry na końcu. Topniałem w jego objęciach i w tym pewnym siebie dotyku. Przechylił się nieznacznie na bok i zaczął wodzić ręką po moim torsie, mięśniach brzucha, aż zszedł do podbrzusza. Zatrzymał się na moment, pochłonął mnie głębokimi pocałunkami i dotknął mojego penisa... To było takie nierzeczywiste... Złapał go w pełnej objętości, lekko ścisnął i palcem wskazującym dotknął czubka. Był mokry i lepki. Bawił się nim robiąc kółka na przemian z pieszczeniem całej długości brudząc go moją spermą... Jęczałem w jego ustach i wiłem się tracąc panowanie nad sobą kurczowo łapiąc prześcieradło. Nie moglem znieść tego natłoku emocji...

  Śmiał mi się w usta, jednoczenie je całując i wślizgując językiem raz za razem. Ręka ruszała się coraz szybciej. Bolało i jednocześnie unosiło mnie na jakiś inny poziom. Jakbym łączył się z czymś nieznanym, boskim i wszechogarniającym. Nie widziałem już jego twarzy, nie zwracałem na nic uwagi.

  Doszedłem do momentu, który kojarzył mi się z granicą resztek samokontroli. Wiedziałem, że jak ją przekroczę to dostąpię czegoś niebywałego, jeszcze lepszego niż to co się teraz dzieje. Chciałem to zrobić, czuć całym sobą. Ale tak się nie stało. Cofnął swoją rękę. Złapał mnie za jądra i uciskał z wyczuciem drażniąc mnie tym jeszcze bardziej. Puścił je po chwili i zjechał środkowym palcem do dołu. Wszedł bez żadnych oporów, ani wstydu. Czułem się strasznie zażenowany. Chciałem go odepchnąć, ale nic sobie z tego nie robił wsadzając kolejny palec, a potem jeszcze jeden. Jęczałem ze wstydu, podniety, szoku. Coraz bardziej nie poznawałem samego siebie.

  Wyjął palce. Rozszerzył mi nogi i przysunął członka pod sam otwór... Dyszałem mocno, pot mi spływał po skroniach. Odpychałem go i jedyne co umiałem z siebie wydusić to "Nie... proszę, przestań.". Ale mnie nie posłuchał. Wszedł dosyć wolno. Wypełnił mnie całym sobą, jakbyśmy połączyli się w jeden organizm. Bylem zawstydzony, szczęśliwy, zmęczony... Chciałem iść do przodu nie wiedząc co będzie dalej. Chciałem tego doświadczyć na własnej skórze.

  Poruszał się do przodu i do tylu- pełen gracji, męskości, dominacji. Po pewnym czasie przyspieszył tempo. Wpatrywał się we mnie swoimi rozbieganymi oczami, jakby był w jakimś transie. Traciłem rozum. Nie chciałem myśleć o czymkolwiek, jedynie zatracać się z nim w tym dziwnym połączeniu. Jego policzki jeszcze bardziej się zarumieniły, a pot spowijał cale jego ciało. Napięty tors aż prosił się o uwagę. Dotknąłem jego prawej piersi z dużą ostrożnością, ale nie umiałem, nie wtedy. Ściskałem go coraz mocniej, chcąc zagłębić w sobie jeszcze bardziej. Byśmy czuli się zespoleni... Oddychał coraz ciężej, poruszał się już bardzo szybko. Wszystko wokół nas było mokre i lepkie. Ten dźwięk uderzania ciał o siebie... Krzyknął spazmatycznie i brutalnie przycisnął mnie do siebie biodrami. Poczułem jak coś mnie wypełniało i jednoczenie jakby się gdzieś ulewało. Ni stąd ni zowąd dopadł mojego penisa i ścisnął go mocno ruszając nim zgrabnie i rytmicznie drażniąc przy tym mój nabrzmiały czubek.

  Nie czułem już nic. Nastała pustka. Jednak nie była ona czarna i mroczna, tak jak zwykle, To była pustka bieli i złota. Ciepła, okalająca moje ciało i duszę. Dająca mi szansę wiecznego szczęścia i ulgi. Nigdy się tak nie czułem. Siłą wyobraźni widziałem jak łańcuchy owinięte wokół mojego bladego ciała pękają i znikają pod wpływem tej pustki. Bylem wolny...Czułem to każdą cząstką siebie...

 ***

  Czułem się dziwnie lekki, odprężony i niespodziewanie spokojny. Obudziło mnie światło księżyca wpadające przez okno. Leżałem na łóżku, przykryty jedynie wygniecioną kołdrą. Nie miałem na sobie nic. Rozejrzałem się po komnacie i zobaczyłem swoje ubrania ułożone na pobliskim krześle, nieco w nieładzie. Wstałem żeby się ubrać. Przy zakładaniu spodni zauważyłem na stoliku zwiniętą kartkę podpisaną moim imieniem. Po przeczytaniu byłem bardziej jak zaskoczony. Założyłem buty, schowałem liścik do kieszeni spodni i wyszedłem z komnaty.

***

  Po tygodniu od tego incydentu dowiedziałem się od Halibel, że w tym czasie był na misji gdzieś daleko w Hueco Mundo i właśnie wrócił do Las Noches. Doznał poważnych obrażeń i leżał w sektorze medycznym. Przerażony pobiegłem jak najszybciej w tamtą stronę. Kiedy miałem już wejść do komnaty to zobaczyłem jak wychodzi z niej ludzka kobieta, Inoue. Spojrzała na mnie z uśmiechem i zapewniła, że jest już z nim wszystko dobrze, jedynie musi wypoczywać, by dojść do siebie.

  Wszedłem do środka pełen obaw co miałbym mu powiedzieć. Siedział na łóżku i wpatrywał się w spróchniałe drzewo za oknem. Miał na rękach i na głowie sterty bandaży. Nie odwracając wzroku stwierdził, że go zaskoczyłem swoją obecnością. Nie spodziewał się, że jeszcze do niego przyjdę po tym co napisał w wiadomości. Poczułem się strasznie głupio. Nie wiem nawet kiedy to się stało, ale wtedy samowolnie wypłynął ze mnie potok niekontrolowanych słów - "Nie odchodź... Proszę, nie odchodź... Potrzebuję ciebie... Wiem, że się nie dogadywaliśmy... ale to było kiedyś... Teraz jest inaczej... Nie obchodzi mnie co napisałeś na tej kartce...! Nie zostawię cię! Nie wiem jak to się stało, ale jestem inny. Zmieniłeś mnie. Dałeś mi dar odczuwania emocji, nie chcę tego zmarnować... Nie karz mnie jeszcze bardziej... Wróć do mnie... błagam... Grimmjow...".

  Oniemiałem. Nie spodziewałem się po sobie takiej szczerości. Patrzył na mnie pełen zdziwienia i smutku. Może i ulgi. Podszedłem do łóżka i usiadłem tuż obok niego. Dotknąłem jego dłoni w geście zrozumienia i pojednania. Wpatrywaliśmy się w siebie, jakbyśmy chcieli wykrzyczeć wszystkie swoje pragnienia i wątpliwości samymi spojrzeniami. Nieco skrępowany nachyliłem się i pocałowałem go w usta. Odwzajemnił pocałunek. Serce biło mi jak szalone. Złapałem go za kark i przycisnąłem do siebie. Znowu się zatracałem. Odsunął się nieznacznie i przyłożył czoło do mojego, jakby ta sytuacja pozbawiła go wszystkich sił. Po chwili usłyszałem coś czego nigdy bym się po nim nie spodziewał. Rozbrzmiewało w mojej głowie bez końca. Było to jedno, ciche słowo-  "przepraszam"...

  Nie umiałem spojrzeć mu w oczy. Balem się. Nie wiedziałem dlaczego, ale ogarniał mnie paniczny strach. W trakcie moich burzliwych rozmyślań poczułem jak ręka, którą się podpierałem ześlizgnęła się z łózka. Leciałem do przodu i nagle zatrzymałem się na nim. Z każdej strony otoczony znajomym ciepłem jego silnych ramion. Przygarnął mnie do piersi i wyszeptał do ucha "Nie odejdę.. po prostu przy mnie bądź...".

  Obraz zrobił się mglisty, na policzkach poczułem mokre stróżki... płakałem... Zupełnie jak człowiek... Zanosiłem się niemal histerycznym szlochem. Było mi zbyt głupio, by to widział, więc się jeszcze bardziej w niego wtuliłem. Nic nie mówił. Czułem jedynie ciepło jego ręki na głowie...

***

  Chcielibyście pewnie wiedzieć, co było w tej wiadomości, czyż nie? Cóż, nie winię was za to. Jesteście jedynie naiwnymi ludźmi, ale teraz powoli zaczynam to rozumieć. Treść listu była krótka i jasna:

"Nie miałem serca, by ciebie budzić. Spałeś tak spokojnie.
Przypuszczam, że to co wydarzyło się między nami, nie ma żadnego znaczenia. 
Ta relacja nie ma przyszłości. Czuj się wolny od wszelkich zobowiązań, nie szukaj mnie.
Grimm
Ps: Żałuję, że nie może być inaczej między nami..."

  Teraz chyba rozumiecie, dlaczego byłem tym tak wstrząśnięty. W każdym razie staram się teraz chłonąć całym sobą wszystko, co mnie otacza. Szukam zmiany, emocji, prawdy o sobie. Bo kim tak naprawdę jestem? Odpowiedzi nadal nie znalazłem, jednak z nim jest o wiele łatwiej.