sobota, 6 lutego 2010

To rozkaz!

[kontynuacja 2-ego fic'a, historia Renji'ego- ciąg dalszy]

- Ehh... Rukia jak myślisz...?
- Co?
- Dostanie mi się?
- Za co?
- Że poprosiłem o te wolne... no wiesz, kapitan Kuchiki średnio na to patrzył...
- Nie no, co ty! Braciszek jest kochany i wyrozumiały, zawsze dba o swoich podwładnych
- Ta jasne.. - myśli załamany przypominając sobie jak to ciężko jest u niego w oddziale.

- No dobra to jesteśmy z powrotem w SS.- Rzuca Rukia.- W sumie dobrze zrobiło mi te parę dni wolnego...- przeciąga się leniwie.- Fajnie było, nie?
- Ta... fajnie...
- A tak w ogóle to co tam się między tobą, a Ichigo wydarzyło? Wcześniej sobie skakaliście do gardeł, a potem jacyś spokojni i zgodni... aż niepodobne do was...
- Oj, wydarzyło się coś co zmieniło podejście w naszych relacjach...
- No, ale weź mi powiedz... mnie chyba możesz, nie?
- Oj, Rukia daj sobie karmy
- Siana
- Co?
- Mówi się daj sobie siana...
- Może i tak, nie ważne... w każdym razie to są męskie sprawy i baby nie mają dostępu do danych...
- No co ty, Renji... Swojej przyjaciółce nie powiesz...?
- Nawet tobie... przykro mi...
- No jak wolisz... nie będę cię ciągnąć za język, może kiedy indziej mi powiesz.
- Nawet wtedy nie...
- Eh... O zobacz braciszek jest!- wskazuje palcem na Byakuyę.- Hej braciszku, już jesteśmy!
- I jak było...?- pyta oschle jak zawsze.
- A dobrze, świetnie się bawiliśmy, nie Renji?
- Bawiliście...?
- Rukia chciała powiedzieć kapitanie, że wypoczęliśmy...
- A co z Kurosakim...?
- Poprawiły się relacje między nim a Renji'm, braciszku-sama!
- Poprawiły...? Rozumiem... Rukia...
- Tak??
- Kapitan Ukitake coś mi wspominał, żebyś się zameldowała u niego, poniekąd ma jakąś misję dla ciebie na Ziemi...
- Tak, braciszku... przyjęłam. Miłego pobytu życzę.- zniknęła.
- ...- [komentarz Bya xp]
- Kapitanie Kuchiki... -mamrocze Renji w pół ukłonie.
- Z tobą to się rozliczę później... teraz idź się posilić i a następnie zgłoś się do mnie Abarai...
- Tak jest, Kapitanie Kuchiki...!
Byakuya zniknął tak szybko jak się pojawił. Renji odetchnął z ulgą. Bał się, że na miejscu zacznie być przesłuchiwany i będą same nieprzyjemności z tego, że dostał wolne.

Po posiłku, chwilę się zagadał z Izuru i Shuuheiem. Szybko jednak przypomniał sobie o swoich obowiązkach jak zobaczył kapitana Komamurę- człowieka lisa.
- Dzień dobry, kapitanie Komamura!!- krzyknęli wszyscy chórem.
- Witam was moi drodzy... Abarai Renji...
- Tak??- zerwał się na baczność.
- Kapitan Kuchiki cię wzywał pół godziny temu...
- Że co...!?
- A to nie doszła do ciebie wiadomość?
- Nie... - mruczy załamany.
- To dobrze, że na mnie natrafiłeś Abarai... lepiej się spiesz do 6-ego oddziału, bo nieźle ci się oberwie za zwłokę...
- Tak jest...! Serdecznie dziękuję za pomoc, kapitanie Komamura!- zniknął pospiesznie.
- Eh... cały Renji...- wzdycha Kira.
- W sumie to mu nie pozazdroszczę harówy w oddziale...- dopowiada Hisagi.- Nawet zjeść na spokojne nie może...
- Oj, już nie bądźcie tacy surowi dla kapitana Kuchiki, moi drodzy. Owszem, jest nadgorliwy, ale za to ma najlepsze statystyki wśród wszystkich oddziałów.- dorzuca lisek.
- Może i ma pan rację, kapitanie Komamura... z drugiej strony nie żałuję, że jestem w 9-ym oddziale...
- Ani ja, że jestem w 3-im...
- Rozumiem, moi drodzy... A tak odbiegając od tematu to co dzisiaj jest na kolację?- pyta wyraźnie uśmiechnięty.
- Aa... to niespodzianka, kapitanie. W każdym razie niezłe rarytasy mają na stołówce.- odpowiada Kira.

Zdenerwowany Renji dobiega do strefy 6-ego oddziału. Wie, że mu się za to oberwie.
- Chyba aż tak źle nie będzie...?- robi sobie nadzieje mówiąc do siebie w myślach.
Idzie do biura Byakuyi. Puka. Wie, że na ogół kapitan nie odpowiada, po dłuższej chwili odczekania wchodzi ostrożnie otwierając drzwi.
- Abarai...- słyszy w mroku znany mu głos.
- Tak, kapitanie Kuchiki....???
- Miałeś określone wytyczne... czemu ich nie wypełniłeś jak cię o to prosiłem...?
- Kapitanie... - zaczął lekko panikować.- złożyło się tak, że no... no...
- Rozumiem, że nie wykonujesz należycie moich poleceń, Abarai...
- Kapitanie, ja wszystko wyjaśnię...
- Nic nie musisz tłumaczyć, Abarai... wszystko wiem od kapitana Komamury...
- Ee? a niby jak? niedawno z nim rozmawiałem...
- Przesłał mi piekielnego motyla z informacją... Wszystko wiem... Abarai...
- Ale z czym...? staram się sumiennie wykonywać obowiązki vice kapitana...
- Najwyraźniej nie do końca... Czeka cię odpokutowanie...
- A co mam zrobić...?- wzdycha.- znowu wszystkie dokumenty przewertować...?
- Nie... tym razem pozwoliłem sobie na załatwienie ci nowych zadań, dla urozmaicenia...
- Oo, to dobrze, bo już nudne się to robiło... A co to będzie?
- Porozumiałem się ze wszystkim oddziałami i się zgodzili na moją propozycję...
- Jaką?
- Będziesz sprzątać wszystkie drewniane parkiety w korytarzach i patiach w SS...
- Że co...?! ale tego jest strasznie dużo...- gestykuluje rękami na znak protestu.
- To już nie mój problem, Abarai...
- Eee...? - [głupawka xD]
- Za drzwiami na korytarzu znajdziesz wiadro z wodą i mopa... mam nadzieję, że tym razem się na tobie nie zwiodę... każdemu oddziałowi obiecałem, że posprzątasz... To wszystko możesz odejść.
- Yyy, tak jest, kapitanie Kuchiki...- odchodzi załamany i zdegustowany.


Hmmm może omińmy narzekania, stęki i mamrotania Renji'ego jak to sprząta xD Z ciekawszych zdarzeń:
1.
- Haha, Renji posprzątaj dokładnie, bo jak Ken-chan zobaczy, że się nie przykładasz to dostaniesz burę od Bya-chana.- [ nie musicie zgadywać kto to xD]
- Oj, cicho bądź...! [irytacja xD] daj mi robić w spokoju...
2.
- Łoho, widzę Abarai, że nieźle musisz dymać, hehe.
- Oj, daj mu spokój, Ikkaku... przynajmniej mi daj popatrzeć jak ładnie się poci. - [xD]
- Hmm...? Tobie Yumichika już chyba na tę śliczną grzywkę pada...
- Przynajmniej coś mam, nie tak jak ty jajogłowy...
- Heh, nieźle mu dowaliłeś.- dogryza Renji.
- Oj, zamknijcie się głąby! idę trenować! Tam też Abarai wysprzątaj!
- Ta... będzie tam tak śmierdzieć, że żywy nie wyrobię przez 5 minut...
3.
- Tylko dobrze posprzątaj Abarai-kun, pamiętaj, że warunki dla pacjentów muszą być nieskazitelne.
- Tak jest, pani kapitan Unohana...
4.
- O, Renji trochę mi ciebie żal... może ci pomóc...?
- Dzięki, Kira, dam sobie radę...
- Jak będziesz mu pomagać to i jemu i nam się dostanie...
- Dokładnie... też tak myślę jak Hisagi-kun... ale z drugiej strony też mi cię żal Renji...
- Nie przejmuj się Hinamori, już mam z górki...
5.
- No i czego się tak grzebiesz ty zidiociały głąbie?!
- Musiałem po kolei przejść z oddziału do oddziału, kapitanie Mayuri...
- Było do mnie iść w pierwszej kolejności, nie jestem takim zerem jak pozostała hołota...! przez twoje nic nieróbstwo tracę tylko czas!
- Niestety dostałem rozkaz zaczęcia od swojego oddziału, kapitanie...
- Bluźnierca! Nemu, wiesz co z nim zrobić!
- co?! Nie...!!
- Tak jest, Mayuri-sama...
- Uaa, spokojnie... Aua! Nie łam mi ręki!!! Wtedy nie będę w stanie sprzątać laboratorium...!
- Hm, widzę że czasem myślisz... Nemu, puść go, niech pozna moją wspaniałomyślność i na razie niech się cieszy tym mało przydatnym kikutem.
- Tak jest...
- Eh...

Po skończeniu zmordowany Renji wrócił do głównego budynku oddziału. Wcisnął gdzieś w kąt wiadro i mopa. Już miał wejść do swojego pokoju, ale jakiś szeregowiec mu zastąpił drogę:.
- Z rozkazu kapitana Kuchiki jest pan, panie Abarai, zobowiązany przybyć niezwłocznie do posiadłości klanu Kuchiki zaraz po wykonaniu uprzedniego zadania!
- I ty tak zawsze jednym tchem gadasz...?
- Kiedy trzeba to tak robię, vice kapitanie Abarai!
- Zrozumiałem... dzięki za info... zaraz tam przybędę... możesz spocząć i odejść...
- Dziękuję, vice kapitanie, Abarai!
- Rany, ale postrzeleniec...- myśli zdegustowany.- Ehh... no to wio do bazy...

- Jest już noc, Abarai...
- Oo, faktycznie nie zauważyłem, jest pan spostrzegawczy, kapitanie Kuchiki...
- nie trzeba być bystrym, żeby to zauważyć... Czemu tak długo ci się zeszło? Chyba sprzątanie nie jest dla ciebie barierą nie do przebycia...?
- Ależ skąd! W niektórych oddziałach miałem problemy... w 4-ym musiało być wszystko bardziej niż na błysk, w 11-ym strasznie śmierdziało, a w 12-ym miałem problemy z komunikacją z kapitanem Mayuri...
- A propos 12-ego oddziału... doszły do mnie skargi, że nie robisz porządków należycie... jak mi to wyjaśnisz..., Renji?
- Tak jak mówiłem... z kapitanem Mayuri nie da się normalnie rozmawiać, od razu wysłał na mnie Nemu, żeby mi rękę złamała, bo według kapitana powinienem od jego oddziału zacząć...
- A od którego zacząłeś...?
- Od 6-ego...
- W takim razie dobrze zrobiłeś...
- Też tak uważam, kapitanie.
- Chodź ze mną Renji do środka... - w milczeniu odwrócił się na pięcie.
- Tak jest, kapitanie.

Zniknęli w głębi głównego wejścia do budynku. W środku było mroczno i ciemno.
- Trochę przerażające jest to miejsce... - mamrocze ekko wystraszony Renji.
- Boisz się...?
- Ależ skądże, kapitanie! Tylko tak sobie komentuję!
- Rozumiem...
- A tak w ogóle to gdzie my idziemy...?
- Wyjaśnić sobie kilka spraw na osobności...
- Na osobności...? To nikogo nie ma tutaj?
- Nie...
- A to dlaczego...? Taka wielka posiadłość i zero dusz?
- Będziemy tylko my dwaj...
- Sami...?
- Sami... Nikt nie będzie nam przeszkadzać...
- A po co takie środki bezpieczeństwa? Przecież to będzie tylko rozmowa, prawda?
- Niezupełnie...
- Jak to..?- wystrachał się nie na żarty.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie...
Pozostając w milczeniu szli dalej przed siebie. W końcu Byakuya zatrzymał się przed wielkimi dwuskrzydłowymi drzwiami.
- Robi wrażenie...
Po otworzeniu ukazały mu się widoki jak ze snów; pięknie przyozdobiona w tradycyjnym stylu komnata. Metalowe części były ze złota, a meble wysadzane kamieniami szlachetnymi; łoże niczym sofa stało w centrum. Obok okna stał stolik i dwa fotele obite czerwonym materiałem.
- Usiądź, Renji...
- Aaa... tak, dziękuję kapitanie...
- Tutaj nikt nie będzie nas niepokoić...
- Zapewne...

Bez żadnego skrępowania Byakuya zaczął zdejmować z siebie rzeczy; szal, ceramiczne ozdoby na włosach i płaszcz kapitański. Rzucił to wszystko na stolik.
- Łoo.. nigdy kapitana nie widziałem bez tych dodatków...
- I jak wrażenia...?
- Ciężko mi się przyzwyczaić.
- Nic dziwnego. Wreszcie mogę trochę odpocząć od tego balastu...- przeczesał sobie ręką rozpuszczone włosy.- Ty też się tego pozbądź... na co ci to jak nikt nie widzi?
- Kapitan mnie widzi...
- Raz mogę na to przymknąć oko...
- Serio? O, dziękuję, kapitanie! - uradowany zdjął przepaskę z głowy i rozpuścił włosy.
- Lepiej wyglądasz Renji jak masz takie uczesanie...
- Aa, tak wiem, ale niewygodnie mi z takimi walczyć.
- Rozumiem...
- A tak w ogóle kapitanie czemu zostałem mianowany na twojego zastępcę? Jest wielu shinigami mających większe zdolności niż ja...
- Fakt, twoje kidou jest tragiczne... Miałem na oku np. Ayasegawę, Kirę albo Hisagiego, ale uznałem, że ty się bardziej nadasz...
- Ale dlaczego ja, a nie oni...?
- Kira świetnie panuje nad kidou jednak reszta jest w tyle, Ayasegawa jest zbyt zarozumiały i zadufany w sobie,z kolei Hisagi wydaje się być idealnym kandydatem, ale jest jedno ALE...
- Jakie?
- Drzemią w nim pokłady tłumionej żądzy krwi, zresztą jego zanpakuto jest na to dowodem... nikt inny nie ma takiej broni; ewidentnie służy do brutalnego mordowania... Postać ostrza w shikai albo bankai obnaża prawdziwą naturę właściciela; nie miałem zamiaru go pilnować czy coś zrobi niewłaściwego...
- Hisagi jest ukrytym mordercą...?!
- Bardzo możliwe, jednak jak na razie nie dał się poznać z tej mrocznej strony... Zapewne to może być tylko kwestią czasu...
- Nawet go o to nie podejrzewałem...
- Dlatego na razie nie zostaniesz kapitanem, Renji... Jesteś zbyt mało spostrzegawczy...
- To zdan ie nie musiało paść, kapitanie...- odbąkuje poirytowany, ale Byakuya zdaje się tym nie przejmować.
- Mimo wszystko, Renji, uznałem, że nadajesz się być moim zastępcą...- wstał i podszedł do okna.
- Ale dlaczego...? Moje kidou jest tragiczne, jestem mało spostrzegawczy i nie raz słyszałem, że moje bankai ma wiele wad.
- Owszem, to prawda...
- To też nie musiało paść...- podszedł do Byakuyi.
- Nie bądź taki czuły na swoim punkcie, Renji... to też jest twoja kolejna słabość...
- Mmm...
- Powiedz mi lepiej po co tyle tatuaży sobie porobiłeś...?
- A no nie wiem- zdjął górę, Bya bacznie mu się przygląda.- tak jakoś wyszło... zrobiłem jeden, potem drugi, trzeci i jakoś to poszło...
- Rozumiem...- bez żadnego powodu zaczął suwać ręką po torsie, co chłopaka nieźle zakłopotało.
- Kapitanie...
Cisza.
- Może wystarczy już tego oglądania... co?
Z niewiadomych przyczyn Byakuya również zdjął górę.
- Jak myślisz, Renji?- złapał go za rękę i przycisnął do swojego torsu.- Dobrze bym wyglądał z tatuażami?
- Eee... nie wiem... nigdy się nad tym nie zastanawiałem...- napięcie rośnie.
- A szkoda... a co myślisz o moim ciele...?- patrzy na niego z beznamiętnym spojrzeniem.
- Jest świetne... jak jak się tego spodziewałem... piękne i muskularne...
- Twoje też jest niczego sobie...- niespodziewanie Bya podszedł do chłopaka i objął go czule.
- Kapitanie... może już wystarczy tych poufałości...?
- Dlaczego...?
- No... przecież facet z facetem nie...
- Tak? A mnie się wydawało, Abarai, że ty bardzo lubisz męskie towarzystwo...
- Lubię i damskie, ale wszystko ma swoje granice...
- W relacjach z Kurosakim Ichigo chyba byś tego nie ujął tak, prawda...?- zaczął odgarniać włosy Renji'ego.
- A skąd kapitan o tym... znaczy skąd kapitanowi przyszło to do głowy...??!
- Proste... jestem kapitanem to mi przyszło do głowy...
- To nie jest odpowiedź!- kwituje oburzony; zarumienił się na twarzy.
- A co ja ci mówiłem wcześniej, Abarai? Jestem kapitanem, bo umiem dostrzec wiele więcej niż ci się wydaje...
- Cholera, wpadłem...!- pomyślał spanikowany.

Na jakikolwiek ruch było już za późno. Poczuł jak kapitańskie usta drapieżnie wtopiły się w jego trzęsące się wargi. Zgłupiał. Nie wiedział o czym ma już teraz myśleć. Chciał czy nie, ale zorientował się, że to go cholernie podnieciło. Z jednej strony nie mieściło mu się w głowie, że robi to ze swoim przełożonym, a z drugiej to nawet nie śmiał fantazjować w ten sposób, co jeszcze bardziej go nakręcało. Postanowił przestać być bierny i dosyć subtelnie wsunął swój język między wargi Byakuyi. Oczywiście mógł liczyć na odwzajemnienie i wiedział już, że szykuje się coś grubszego.

Ogarnięci szałem namiętności nie szczędzili sobie pieszczot. Zaczęli sobie nawzajem lizać uszy i szyje. Znikąd Bya rzucił Renji'ego na łóżko. Wszystko zaczęło się dziać coraz szybciej, nawet nie zauważyli kiedy zdjęli z siebie spodnie.
- Kapitanie...
- Co...?
- Nie posuwamy się za daleko...?
- Czemu?
- Trochę pozwalamy sobie na zbyt wiele, nie sądzi pan, kapitanie...?- mamrocze zasapany.
- Po pierwsze to jest mój rozkaz, a po drugie- miej trochę wyczucia i w łóżku nie mów do mnie kapitanie... to jest rozkaz...
- Zrozumiałem...
- Grzeczny chłopiec... A teraz nie gadaj tylko się skup... kolejny rozkaz...

Po tej rozmowie totalnie sparaliżowało Renji'ego- w życiu nie widział by kapitan był taki perwersyjny i sexy... W sumie to nawet fajny układ- przełożony wydaje TAKIE rozkazy; żeby było więcej takich szefów... chociaż nie... jak sobie wyobraził Komamurę próbującego go wyobracać to szybko doszedł do wniosku, że nie każdy powinien to robić...
- A ty co jesteś taki sztywny jak kołek...?
- Staram się...
- Zaraz ci pomogę zesztywnieć tam gdzie trzeba...
- Eee...?!
Zanim Renji zdążył zareagować to znowu było za późno, bo to i owo zdążyło zesztywnieć... Byakuya zaczął go posuwać w tą i z powrotem, powoli robiło się nieznośne; czuł, że jak to dłużej będzie się działo to eksploduje momentalnie. Bez zastanowienia rzucił się jego na wargi i pogrążał się jeszcze bardziej w tym błogim stanie. Bya dla urozmaicenia dobrał się do torsu i lizał okrutnie schodząc coraz niżej i niżej. W końcu doszedł do celu. Aż Renji zająknął z podniety. To było to czego oczekiwał. Od podstawy po sam czubek czuł lizanie i całowanie. Ale co to? Przewał taką rozkosz?
- Co się stało?- pyta chłopak.
- Myślisz, że tylko ty będziesz mieć uciechy ustne?
- Aaa... rozumiem...
- No właśnie...

Byakuya usiadł okrakiem, oparł łokcie i zrobił minę zniecierpliwionego. To był oczywisty znak by brać się do roboty. Położył się na brzuchu przed kroczem Bya, nogi zgiął w kolanach i ponętnie zaczął lizać czubek przechodząc do muskania ustami i udawania, że gryzie. Po kilku minutach zabawy przeszedł do sedna i zaczął intensywnie działać ręką- w górę i w dół. Nie wiadomo dlaczego Kuchiki zerwał się z łóżka, złapał Renji'ego za podbródek i powiedział stanowczym tonem:
- Odwróć się...
- Co?! A dlaczego ja?!
- Bo to rozkaz.

Reszta była łatwa do przewidzenia. Wypiął się i co chwila odgarniał kosmyki włosów z twarzy. Wszedł w niego, złapał za biodra i zdecydowanymi ruchami zaczął posuwać.
- Aaa... boli to...!- jęczy próbując powstrzymać się od płaczu.
- Życie nigdy nie składało się z samych przyjemności...
- Ale to nie jest zabawne, naprawdę cholernie boli...
- Jak się ma dużego to się nic na to nie poradzi...
- Aaa... ale to mi w niczym nie pomaga...
- W takim razie zamilknij i posuwaj dalej- kolejny rozkaz...
Renji już nic nie mówił, modlił się jedynie żeby to się jak najszybciej skończyło. W każdym razie do czasu, bo po którymś z kolei wsadzie nagle mu się to spodobało. Przyłożył się, ogarnął go zimny pot, czuł że dochodzi.
- Aaaa...- niespodziewanie jednak to Byakuya szybciej doszedł [zonk xD]. Czuć było jak sperma wylewa się w dół, a Renji'ego tyłek był cały umazany.- Aaa... bosko... odwróć się...
Leniwie chłopak przekręcił się na plecy.
Niespodziewanie Byakuya rzucił się na Renji'ego, zaczął łapczywie lizać, ssać i pieścić. W końcu nie wytrzymał ciśnienia i szybko doszedł. Po chwili się zorientował, że cały jego ładunek znalazł się na twarzy i torsie kapitana [xD]. Co ciekawe Bya nadal lizał.
-Aaua... to już zaczyna mnie boleć, już doszedłem, spokojnie...

W milczeniu położył się koło Renji'ego, wcisnął prawą nogę miedzy jego, zaczął głaskać rękę i wpatrywał się w oczy z dużą uwagą. Trochę chłopaka speszyło to świdrowanie wzrokiem.
- Nie wiem co powiedzieć...- zaczął niepewnie.- nie spodziewałem się takiego obrotu sytuacji... myślałem, że porozmawiamy i wysłucham kazania na mój temat przez całą noc...
- Jak widać nadal nie umiesz ocenić sytuacji...
- To wcale nie jest śmieszne.- znowu na twarzy widać poirytowanie.
- Nie jest... ale mimo wszystko i tak jesteś dobrym shinigami... musisz się co prawda jeszcze wiele nauczyć, ale to się da nadgonić...
- Mogę o coś zapytać...?
- Zależy o co chodzi...
- Mmm... Nadal nie wiem czemu to ja zostałem zastępcą... nie mogę nic logicznego wymyśleć dlaczego jest tak, a nie inaczej.
- Nadal się nie zorientowałeś?
- Z czym...?
- Wybrałem cię, bo mi najzwyczajniej w świecie się podobasz.
- Jak to...?
- Jesteś inny niż reszta, nie jesteś spięty i nadęty, nie udajesz, a poza tym jesteś w moim typie...
Po tych słowach zaczerwienił się; teraz to już zupełnie wszystko mu się pomieszało w głowie.
- To co mnie w tobie urzekło to prostota i szczerość. Do tego nie da się nudzić przy tobie.
Milczy. Nie wie co ma powiedzieć. Jedyne na co się odważył to zbliżyć się i pocałować nieśmiało.

Nazajutrz obudził się o świcie. Rozejrzał się wokoło, a kapitana nigdzie nie widział. Ubrał się i wyszedł do ogrodu. Tam go znalazł.
- Oo, kapitanie Kuchiki! I jak się spało?- macha z daleka ręką na przywitanie. Podchodzi.
- Mnie dobrze, mimo że strasznie chrapałeś...
- Ee... wcale nie chrapię...
- Też bym tak chciał... Trapi mnie jedna rzecz...
- Jaka?
- Dlaczego przespałeś się z Kurosakim Ichigo w czasie wolnych dni na Ziemi...?
- Eee?! A kapitan skąd ma takie dane?!
- To widać, Renji... Za okłamywanie powinieneś dostać kolejną karę...
- Ale ja nic nie skłamałem...! Jedynie przemilczałem...
- Wystarczający powód by we mnie wzbudzić zazdrość... za to też jest kara...
- Ej, no bez przesady, kapitanie... to już jest niesprawiedliwe...
- Przecież żartowałem, Abarai... myślisz, że ja nie znam się na żartach?
- Yyy, szczerze? Nie...

piątek, 5 lutego 2010

Nienawiść i inne nieszczęścia

- Ichi, chodź! Śniadanie czeka!
- Eee... już idę!

Po raz kolejny widzimy rudzielca w roli głównej. Ubrał się i zszedł na dół do kuchni.
- Co dzisiaj serwujesz, Yuzu? - pyta Ichi.
- Pozostał tylko ryż i przystare kotlety rybne... przepraszam braciszku, ale wiesz jaka mamy sytuację finansową...
- Tak, wiem... - posmutniał.- Skończę szkołę i w wakacje pójdę do pracy, trochę będzie nam lżej wtedy.
- Nie musisz Ichi się dla nas poświęcać, poradzimy sobie... - wtrąca się Karin.- zresztą wiesz jaki jest ojciec... będzie się czepiać ciebie, że się nie uczysz...
- Niech się czepia, mam dobre oceny, a rodzinie zawsze można pomóc, a nawet trzeba...
Nastała chwila konsternacji. Wszyscy milczą wpatrzeni w swoje talerze. Jednak to nie trwało długo.
- Aaaaa!! moje dzieciaczki! jak się macie?!- tatuś przybył.- Oo, widzę kochanie, że pyszne śniadanko nam przygotowałaś! aż się ślinię na sam widok!! O, Ichigo! nareszcie wstałeś!!
- Cze...
- Oj, synu, nie bądź taki zasmucony!! cóż cię znowu gryzie?? stęskniłeś się za tatusiem??
- Nie... daj na luz i chociaż raz bądź cicho...
- No, jak wolisz, Ichigo. Znaj miłosierdzie ojca!!
- Tia...
Tata Isshin usiadł do stołu, je jak oszalały mlaszcząc przy tym. Ichigo je trochę szybciej, żeby uciec od ojca wariata. Kończy, wstaje i w milczeniu idzie do siebie do pokoju.

- Eh.. Ciekawe co w SS... znając życie to Renji'emu i tak się oberwie od Byakuyi...- pakuje plecak i schodzi na dół.- Dobra to znowu czas do szkoły... - myśli.

- Kurosaki-kun~!
- Aa... cześć Inoue...
- I jak poranek, Kurosaki-kun?
- A dobrze... tylko jakoś głowa zaczęła mnie pobolewać...
- To może pomóc ci pójść do pielęgniarki? [xD]
- Nie, dzięki... dam radę wytrzymać, aż tak źle nie jest- wysyła do niej lekki uśmiech i ciepłe spojrzenie.
Orihime zinterpretowała to na swój sposób i zrobiła się czerwona na twarzy.
- Jak wolisz... jakby co, to zawsze możesz na mnie liczyć...
- Wiem, dziękuję za troskę. - znowu uśmiech, do tego dotknął jej barku na znak sympatii.
Orihime zdaje się być tym mocno zmieszana, na jej szczęście Ichi za bardzo się jej nie przyglądał.
Doszli na teren szkoły, od razu natknęli się na Ishidę i Chada.
- O, Kurosaki... i Orihime, cześć wam.- zagaduje Uryuu.
- Ta... cze Ishida... Siemka Chad!
- Cze...
- Dzień dobry Sado- kun, Ishida-kun!
- Eh... ciekawe jakie będą wyniki z tych testów?
- Żadna nowość... i tak przodujesz w rankingu... - burczy Ichi pod nosem.
- No, wiesz Kurosaki, w przeciwieństwie do Ciebie to się uczę z zadowalającym skutkiem.
- Skończ już te przechwałki... chodźmy lepiej do budy... - łapie się za głowę, coraz bardziej zaczyna pobolewać.

Mija jedna godzina, druga, trzecia- z każdą następną ból robi się coraz bardziej nieznośny. Zmęczony tym wszystkim poszedł do pielęgniarki po tabletkę. W drodze powrotnej natknął się na Tatsuki.
- Co, Ichigo? Pękasz?
- Daj mi spokój, tak mnie boli głowa, że już nie daję rady... - łapie się za twarz próbując ukryć grymas bólu.
- Heh... nie wiedziałam, że z ciebie taki cienias.
- Eeeee?! Iiiiiiiiiiiiiiiiichiiiiiiiiiiiigoooooooooo!!- drze się Keigo. [xD]
- Ogarnij się młotku... po co tyle hałasu robisz...?
- Ichigo!! czy ja dobrze słyszałem?!?! ona... ona powiedziała, że pękasz?!? - wskazuje paluchem na Tatsuki.
- Zamknij się łośku, nikt cię nie prosił się wtrącać w rozmowę... - oczywiście dostało mu się w dyńkę.
- Aaaa...! za co niewdzięczna babo?!
- Za jajco! a teraz wynocha stąd, bo jak nie...
- No jak nie?! - dopytuje wzburzony.
- To dostaniesz jeszcze raz!
- Aaa..! dobra, to mnie nie ma, sayonara bracia i siostry!! - w jednej chwili zniknął za drzwiami klasy.
- Głupol nigdy się nie zmieni... - rzuca Tatsuki.
- Ta... - chłopak odchodzi jakby nigdy nic w stronę klasy.
- A ty gdzie?
- Idę do klasy, zajęcia zaraz...
- A ty od kiedy taki pilny się zrobiłeś??
- Od kiedy mnie przesłuchujesz...
- Pff... tez coś... tylko pytam...
- Tia...

Wchodzą do klasy. Ichigo w milczeniu omija Orihime i Ishidę, siada w ławce. Rozpoczęła się następna lekcja. Głowa tak zaczęła boleć, że chłopaka ogarnął zimny pot, ręce mu się trzęsą, nie słyszy już co mówi nauczycielka.
- Ichigo...- słyszy cichy głos.
- Heh...? Znowu ty...?- pyta w myślach.
- Ichigo...
- Dlaczego akurat teraz mnie wołasz, co?
Cisza.
- Kiedy ciebie wzywałem to milczałeś... zupełnie jak teraz!- krzyczy Ichi.
Wszyscy w klasie się spojrzeli na niego z wielkim zdziwieniem, nawet po Ishidzie było widać szok na twarzy.
- Kurosaki... dobrze się czujesz...? - pyta wystraszona nauczycielka.
- Ee... przepraszam... głowa mnie strasznie dzisiaj boli...
- Może ci w czymś jakoś pomóc...?
- Byłem u pielęgniarki... jak widać nie pomogło...
Podchodzi do niego.
- O matko, ale blado wyglądasz! Z tobą chyba naprawdę jest niedobrze...! Chodź ze mna musimy porozmawiać. Poszła za drzwi. Wstał i zamknął za sobą drzwi.
- Posłuchaj Kurosaki, niby nie powinnam tego robić, bo regulamin mi na to nie pozwala, ale wiem, że twój ojciec zna się na medycynie. Wypiszę ci zwolnienie do domu, a ty tam pójdziesz i zaczniesz się kurować. Nie mam zamiaru potem mieć nieprzyjemności, bo tobie się zasłabło, ooo nie... na to sobie nie pozwolę... żeby jakaś karetka przyjeżdżała i mi lekcje rozwalała. Pozwalam ci w drodze wyjątku, ale masz iść prosto do domu...!
Ichigo milczy próbując ukryć grymas bólu.
- Zrozumieliśmy się?
- Tak... dziękuję...
- Weź plecak z klasy i idź... mam nadzieję, że nie błaźnisz się jak Asano i nie udajesz, żeby opuszczać lekcje...
- Szczerze to by mi się nie chciało nawet udawać...
- Ja myślę...
Wszedł do klasy, spakował rzeczy i wyszedł w milczeniu.
- No, dobra moi państwo, czas kontynuować zajęcia! Kurosaki jest w tragicznym stanie, więc nie będzie on władny siedzieć dalej z nami w gronie, przynajmniej dzisiaj.
- A to cwaniaczek...! też bym tak chciał... - szepcze zrozpaczony Keigo.
- Słyszałam, Asano! W przeciwieństwie do ciebie, to Kurosakiemu naprawdę coś jest! Zamiast szemrać pod nosem to lepiej skup się na zajęciach!
- Tak jest, pani profesor...- odbąkuje załamany.
- Kurosaki- kun musi iść z powodu bólów głowy prawda sensei?
- Na to wychodzi... zresztą widzieliście, że nawet dziwnie się zachowywał już... teraz te choroby są takie nagłe... człowieka zaskoczy i pada mu na głowę... ale no cóż... a teraz wracamy do lekcji, bo i wam padnie jak nic nie będziecie robić!!

Ichigo cały zmarniały ledwo doszedł do domu. Czuł, że z każdym krokiem jego głowa robi się coraz cięższa, a ból staje się nie do wytrzymania. Jednak udało się. Rzucił się na łóżko plecami, złapał rękami za twarz, zamknął oczy. Leżał tak przez chwilę. Dziwnie się poczuł, zdawało mu się, że wiatr zawiał mocniej i coś zaczyna kapać na niego. Otwiera oczy i nie może wyjść ze zdziwienia. Znowu widzi przed sobą dziwny wieżowiec stojący w poziomie, na dworze pada deszcz. Poczuł, że ma na sobie strój shinigami, który moknie. Nerwowo zaczął się rozglądać, nikogo nie widział. Wstał. Pomyślał, że jak się skupi to może wyczuje czyjeś reiatsu. Po niedługiej chwili dostrzegł energię znajdującą się niedaleko niego za plecami. Odwrócił się i zobaczył Zangetsu.
- Oo, staruszku! Już dawno się nie widzieliśmy.- zagaduje zadowolony.
- Ichigo... Znowu jest przygnębienie w twojej duszy...
- A tak... wiem... - zamknął na chwilę oczy.- Mam parę zmartwień na głowie...
- Nawet wiem jakie!- głos się radykalnie zmienił.
Chłopak szybko zerknął co się stało Zangetsu, że tak mówi, ale nie miał się czemu dziwić; znowu spotyka hollowa.
- Znowu ty...
- A jakże by inaczej, heh...!
- Po co mnie tu sprowadziłeś?
- Żeby się rozliczyć z pewnych rzeczy, mój królu... - mina Hichi'ego posmutniała, a uśmieszek psychopaty zniknął.
- A niby z czego?
- Ty już dobrze wiesz z czego...- oczy hollowa zniknęły pod grzywką, zdaje się, że spoważniał.
- No właśnie nie wiem z czego, wyjaśnij mi to.
Hichigo w milczeniu otworzył prawą dłoń, w jednej chwili znalazło się białe Zangetsu w jego uścisku. Ostrze skierował w stronę chłopaka.
- Hej, Hichigo! Odpowiedz mi! Co cię znowu opętało?!
Hollow milczy.
- Cholera, no co jest?! nie dowiem się jak mi nie powiesz! Nie umiem czytać twoich myśli tak jak ty moich!
Najwyraźniej ta wypowiedź musiała go wyprowadzić z równowagi. Zniknął i zimną krwią zaatakował, Ichi ledwo mu uszedł. Również otworzył dłoń, pomyślał o swoim zanpakuto i momentalnie pojawiło się w ręce.
- Dobrze, że teraz zadziałało...-pomyślał.

Deszcz padał coraz intensywniej. Hollow stanął w bezruchu z ostrzem w dół, nadal milczy.
Ichigo zdezorientowany zachowaniem przeciwnika nie wie co ma robić, nigdy się tak nie zachowywał. Doszedł do wniosku, że to pewnie kolejny trick mający na celu zdetronizowanie go we wnętrzu duszy, więc postanowił zaatakować bez ogródek. Doskoczył do Hichi'ego z zawrotną prędkością, ale na nim nie zrobiło to żadnego wrażenia, przyjął atak blokując miecz jedną ręką, bez pasji w jego ruchach i zachowaniu. Chłopaka to trochę wyprowadziło z równowagi; hollow zawsze uwielbiał walczyć i demonstrować swoją dzikość, a tu zero reakcji. Nie zrażając się podszedł jeszcze raz, ale efekt był ten sam, Hichi nawet nie skierował głowy w jego stronę, jedynie ruchy ręki świadczyły o świadomości walki z panem.
- I czemu nie walczysz, co?! najpierw atakujesz, a teraz jesteś bierny! co jest z tobą nie tak!? hej! w ogóle to mnie słyszysz?!
Hollow opuścił ostrze w dół, zniknął. Ichigo nie spodziewał się tak szybkiego zwrotu akcji; ledwo udało mu się zablokować atak zza jego pleców. Prędkość przeciwnika znacznie wzrosła, beznamiętnie, ale jednak stanowczo Hichi atakuje. Nadal milczy i ma grobową twarz. Nagle, ku zdziwieniu chłopaka, znowu robi sztuczkę z kręcącym się ostrzem, rzuca tak parę razy, aż w jednej chwili nie wiadomo dlaczego pojawił się obok Ichi'ego, chwyta za rękojeść nadlatującej katany i szepcze pod jego uchem"bankai".

Ichigo wystraszył się nie na żarty. Również postanowił użyć bankai. Tuman kurzu po transformacji szybko opada, deszcz jak lał, tak leje.
- I po co ci to?- pyta zrezygnowany. - Jak się nie dowiem o co chodzi to niby jak mamy sobie wszystko wyjaśnić, co?
Najwyraźniej te słowa musiały rozdrażnić hollowa, zaatakował Getsugą Tenshou z wielką ofensywą bez wypowiadania formułki. Ichi dla kontry również wypuścił Getsugę. Nastąpiła eksplozja. Szybko zauważył, że z kurzu wyłania się Hichi z kataną uniesioną w górze, wyglądało to tak jakby miał to być wyrok za niecne postępki. Blok. Ichi ledwo daje radę powstrzymywać ostrze, które krzyczy żądzą krwi. I stało się.

Osuwający się biały miecz trafił w chłopaka jadąc po jego klatce piersiowej jak po maśle. Krew zaczęła bryzgać na wszystkie strony, oczy i cała twarz zszokowane. Spada bezwładnie na jeden z bloków. Upadając krew ciągnęła się strużką niczym drogowskaz. Leży bezwładnie na brzuchu. Nieco później niedaleko niego upada również czarna katana. Padający deszcz rozmywa napływającą krew z ciała. Nagle przed twarzą chłopaka pojawia się stopa Hichi'ego.
- Za co...? - wymęcza wycieńczony Ichi. - Nic nie zrobiłem...
- Zrobiłeś... i to wystarczająco dużo by na to zasłużyć... Nienawidzę cię jeszcze bardziej niż przedtem...
- Wiem... nienawiść jest z tobą zawsze obecna, ale zawsze mówiłeś w czym tkwi problem, a tu nic...
Rozdrażniony hollow kopie swojego pana w brzuch w taki sposób, że ciało przekręca się na plecy. Rozdarte ubranie jest całe umazane we krwi, padający deszcz tylko pogłębia ten stan. Ichi ledwo unosi powieki, dostrzega pomiędzy kroplami wody twarz oprawcy, zakrwawioną, zapewne od tego ataku, bez żadnego wyrazu. Białe ubranie jest przyozdobione masą czerwonych plam.
- Hichi...
Nagle hollow podniósł nogę i z całej siły wdepnął ją w ranę chłopaka.
- Aaaaaaaa......!!!!
- Kurwa mać! i jeszcze masz czelność zgrywać takiego błazna?!!?! Myślałem, że to ja jestem tym złym...!- znowu wdeptuje nogę z impetem.- Jednak jak widać ty też potrafisz być niezłym skurwielem, mój królu! Nie doceniałem cię, oo nie! Teraz już wiem, że jedziemy na tym samym wózku!
- Aaa...!! O czym tym znowu bredzisz...?!
- Ja bredzę?!! Ja?! - zbliża swoje ciało do głowy Ichigo nie zdejmując przy tym nogi z klatki piersiowej.- Posłuchaj mnie cwaniaczku! Myślisz, że ja nie wiem co ty sobie ostatnio urządzałeś? Wzywałeś mnie i tak!! Słyszałem twój głos, jednak nie miałem zamiaru odpowiadać ci ty zdradziecka szujo!
- A niby w czym ja cię zdradziłem...?
- Hahahaha....!!- pojawia się obłąkany śmiech.- A to dobre!! i myślisz, że ja niczego nie wiem, że ja niczego nie widziałem, nie czułem!?!? myślisz, że jak jestem hollowem to nie mam żadnych uczuć?!?!
- Zaraz ty...?
- O, widzę, że pamięć ci wraca, mój cwany królu!!
- Chodzi ci o Renji'ego...?- [red: drugi fan fic]
- Nie obchodzi mnie jak ma na imię ten małpiszon z czerwonymi kudłami!! może i się pierdolić z całym SS, a musiał wybrać akurat ciebie!! A ty kurwa zdradziecka istoto się zgodziłeś...!! - w oczach hollowa widać wściekłość i żal.- Aż do tej pory nie mogę uwierzyć, że poszedłeś się z nim pierdolić...kurwa mać!! - zdjął nogę z Ichi'ego. Odszedł kawałek i usiadł odwracając się plecami do chłopaka. Ręce położył na głowie;zaczął mówić szeptem.- Nie mogę w to uwierzyć... nawet ja bym tego tobie nie zrobił, królu...
- Hichi... - w oczach Ichi'ego pojawiło się współczucie zastępując ból i złość.
- Nic do mnie nie mów zdrajco... zdychaj sobie w samotności...
- Hichi...
- Nie odzywaj się...! lepiej milcz... w sumie to należy ci się większy wpierdol...
- Mówiłeś, że wiesz co myślę i czuję w danej chwili...
- No i co z tego...!?
- Wiedziałeś chyba, że mi było smutno bez ciebie... Wzywałem cię, bo cię potrzebowałem... miałem wyrzuty sumienia po tym co zrobiłem... zresztą w sumie tego nie chciałem robić...
- To nie ma znaczenia...- mamrocze Hichi pod nosem.
- Ma...! i to duże... poza tym jak ty byś się zachował widząc nagie ponętne ciało, do tego sam mnie kusił i namawiał...
Hichi milczy.
- No właśnie... tak myślałem... zrobiłbyś tak samo... nie muszę umieć czytać w twoich myślach żeby to wiedzieć...
Hollow odwrócił się bokiem w stronę chłopaka, jego spojrzenie było pełne smutku, żalu i rozgoryczenia.
- Hichi... przepraszam... poza tym wiesz, że ja ciebie...- hollow baczniej na niego spogląda.- ... no wiesz...
Na jego twarzy pojawił się mały złowieszczy uśmieszek, ale oczy były nadał smutne.
- Widzisz...? - Ichi także się uśmiecha starając się przezwyciężać grymas bólu.- jesteśmy jak bracia, o sobie wszystko wiemy... poza tym nigdy bym ciebie nie zostawił dla innego...
- A co z tą biuściastą laską co się do ciebie podwala od samego początku...?
- Jaką znowu laską?
- No tą rudą, Inoue czy jak jej tam...
- To ona się do mnie podwala...? - na twarzy Ichi'ego maluje się rumieniec.
- Heh... - Hichi znowu się uśmiecha po staremu.- Widzę królu, że faktycznie beze mnie to dużo nie zdziałasz.

Wstaje, podchodzi do Ichi'ego cały przemoczony. Kładzie się koło niego na boku w kałuży krwi.
- Rozchmurz się, Ichigo. Mam już dosyć tego deszczu... W twoim świecie to nawet tyle nie pada co tutaj...
- Rozchmurzę się jak mi wybaczysz... - spogląda na niego z troską w oczach.
- Wiesz, że nie jestem w stanie...
- Jesteś... zresztą i tak wiesz co ja do ciebie czuję
- Hmm... wiem... Ale i wiem co do niego czujesz...
- A co czuje...?
- A jak ci się wydaje? Nie odkryłeś tego jeszcze w sobie, ale ja już to widzę w twoim sercu...
- Sam nie wiem co mam o nim myśleć... Dziwny jest, to fakt, ale ma i też swoje zalety... - lekko się uśmiecha do siebie.
- To widzę, że muszę ustąpić miejsca więcej niż jednej osobie w sercu...
- Dlaczego więcej niż jednej?- szczerze się zdziwił.
- Oj, królu, królu... - Hichi szczerzy do niego zęby.- na prawdę jesteś taki naiwny i prostolinijny, a w zawsze wydawało mi się, że takiego zgrywasz. Poza twoją rodziną, mną i tym kolesiem jest jeszcze spory wężyk osób do twojego serca.
- Jak duży...? - lekko się czerwieni.
- Nie powiem ci. Gdybym to zrobił to by nie było takiej zabawy. - w oczach Hichi'ego można znowu dostrzec tę psychopatyczną iskrę charakterystyczną dla niego.
- Oj weź powiedz, chcę wiedzieć...
- Dowiesz się w swoim czasie. Wystarczy jak mam cię przynajmniej teraz na wyłączność.

Hichi odwraca się na brzuch i opiera łokciami o powierzchnię bloku z dłoniami na żuchwie. Deszcz przestał padać.
- No, nareszcie, królu... ile można było czekać...?
- Wybacz, zamyśliłem się...
- Nawet wiem o czym, a raczej... o kim.
- Nie musisz być taki ciekawski... Aaaa... boli...- złapał się za tors.-... czemu mnie tak urządziłeś...? i jak ja teraz wrócę do siebie...?
- A sorki, trochę mnie poniosło.
- Jak zwykle...
Ręka hollowa spoczęła na wielkiej ranie, po chwili zrobił się jakby błysk i rana zaczęła w ekspresowym tempie się goić, po ok. 30 sekundach nie było po niej śladu, jedynie pozostałością po niej jest rozszarpane ubranie i masa krwi wokoło.
- O, matko! ale szybko...! Jak ty to zrobiłeś??
- Normalnie. Każdy hollow to potrafi. - znowu pojawia się złowieszczy uśmieszek.
- No, nieźle muszę przyznać.
- Też tak myślę.

Mina Hichi'ego lekko spoważniała, zbliżył się do twarzy chłopaka.
- To jak, wybaczysz mi?- ponawia pytanie Ichi.
- Chyba nie mam wyjścia.

Obydwoje się uśmiechnęli, Hichi zbliżył swoje białe wargi i dotknął delikatnie ust Ichi'ego, z odwzajemnieniem.
- Ale z tym draśnięciem to przegiąłeś.- rzucił rudzielec.
- No wiem, sorry, poniosło mnie. A ciebie by nie poniosło?
- Nie wiem jak bym się w takiej sytuacji zachował... pewnie byłbym rozgoryczony...
- Heh...- wstał i odwrócił się plecami.
- Hichi...- Ichi zerwał się i oparł na łokciach.- A ty co odwalasz? Chyba już sobie wszystko wyjaśniliśmy, nie?
- Ta...- spogląda na niego zza ramienia.- Wiedz, że zawsze mam cię na oku, Ichigo...
- No wiem... od dzisiaj to aż za dobrze...
Ku zaskoczeniu chłopaka hollow nagle trzymał w dłoni białą katanę.
- Hichi... co ty robisz...?
- Czas żebym się usunął... Chciałem zająć twoje miejsce, ale teraz po tym wszystkim nie potrafię... Następnym razem koń stanie się królem...- spogląda na niego z nieskrywaną satysfakcją oblizując przy okazji krew z ręki.
- A ty znowu te brednie opowiadasz...? Nie możemy współpracować...?
- Nie ma takiej opcji... a z drugiej strony nie chcę żebyś przegrał, mój królu...
- Nie...! przestań w końcu...- wstaje.
Hollow udając, że nie słyszy wbija sobie ostrze w brzuch z całym impetem. Klęka.
- Hichigo...! nie rób tego...! nienawidzę jak musisz znikać...!- spanikowany łapie się ręką za głowę.- A już na pewno nie w taki sposób...!
- Heh...- na twarzy hollowa pojawił się nieskrywany uśmiech zwycięstwa starając się stłumić przy okazji grymas bólu. Opada na bok z ostrzem przeszywającym ciało na wylot, z rany zaczyna się lać krew.
- Hichi... matko... Hichi...! co ty wyrabiasz...?!- podbiega do niego, klęka, w oczach widać przerażenie i strach.
Hollow wyciąga ostrze, rzuca je bezwiednie gdzieś obok siebie i leży w rosnącej czerwonej kałuży.
- Hichi, co ty znowu odpierdalasz?! Nie mów mi, że musisz już iść... nie rób mi tego!!
- Przykro mi, królu... zasady są jasne... mój czas dobiega końca... zresztą nie mazgaj się... przecież dobrze wiesz, że i tak się spotkamy prędzej czy później... heh...
- Ale ja nie chcę żebyś odchodził, nie teraz... - w ochach chłopaka zaczynają się pojawiać łzy.
- Nie bądź taki egoistyczny, królu. Zresztą wiesz co do ciebie czuję, chyba jak na razie powinno to ci wystarczyć?- odwrócił część ciała na wznak.
- Hichi... - łzy spływają chłopakowi po twarzy; ręką zaczął czule głaskać głowę hollowa.- Proszę, nie teraz... potrzebuję cię...
- Heh... zobaczy się... nie rozczulaj się tak, bo stracisz w moich oczach.

Niespodziewanie Hichi zaczął się dematerializować od nóg.
- Hichi... nie... - Ichigo wyraźnie załamany szybko schylił się nad jego twarzą i namiętnie pocałował w usta. Po chwili nic już nie zostało. Jedynie kałuża krwi świadczy o tym, że tu ktoś leżał i cierpiał.
- Nie...- mamrocze pod nosem zrezygnowany. Zamknął oczy i położył się na wznak w jeszcze ciepłej krwi. Zaczął rozmyślać o całym tym zdarzeniu, zaczynając od tego dlaczego uległ Renji'emu i dlaczego Hichigo się tym przejął, w sumie niby nie ma skrupułów i sumienia, albo i ma.

- Ichigo...
- Hm...? -otwiera oczy.
- Ichigo... wstań...
- Zangetsu? A ty co tutaj robisz?
- Mieszkam w twojej duszy, jak zawsze...
- Nie to miałem na myśli... Co się stało z hollowem?
- Teraz jest uśpiony, póki co to nie ma władzy nad twoją duszą.
- Domyślam się... Sam się pozbawił władzy...- zamknął oczy ponownie.
- Dziwne...
- Wiem... ale on zawsze jest nieprzewidywalny, staruszku...


- Ichi... Ichi...!
- Karin?- znowu otwiera oczy.- A ty co tutaj robisz...?
- Czemu nie jesteś w szkole?
- Co...? Aaa... źle się czułem i nauczycielka mnie zwolniła do domu...
- To musiało być z tobą naprawdę źle...
- Czemu?
- Przez dłuższy czas cię wołałam, a ty nagle zrobiłeś się siny a potem szarawy... aż się nie na żarty wystraszyłam... A teraz jak się czujesz...?
- Teraz o wiele lepiej.- siada na łóżku i głaszcze ją po głowie.- Dzięki za troskę, Karin.
- Wiesz co to może weź jeszcze powypoczywaj, zawsze to ci na dobre wyjdzie.
- Tak chyba zrobię.- znowu się położył.- To zapewne twoja zasługa Hichi, co?- pyta w myślach.- Nieźle mi się dostało za tamto...- odwraca się na bok, na ustach pojawia się mały uśmiech.- Wybacz... wiesz, że ja ciebie też...